Od wielu lat spotykam się z ciągłymi i coraz bardziej natarczywymi zarzutami, że nie powinno się promować w środkach masowego przekazu „barbarzyństwa”, jakim jest łowiectwo. Ten pogląd podziela wprawdzie dość specyficzna grupa ludzi, ale czyni to na tyle skutecznie, że obrzydza niezorientowanej części naszego społeczeństwa myśliwych i ich pasję. Kompletni ignoranci, często mieniący się ludźmi kochającymi przyrodę, oskarżają nas - myśliwych - o to, że tylko zabijamy i niszczymy resztki dzikości w zbyt i tak ucywilizowanym świecie. Zabijamy bez litości, a mord uświęcamy tradycją, chełpiąc się rekordomanią pozyskanych trofeów. Jesteśmy pazerni, bezwzględni, żądni krwi i wyzuci z człowieczeństwa ...

Nie inaczej jest i tym razem. Nagonka medialna związana z pokotem w Pażęcach jest tylko drobnym epizodem na drodze do walki z myśliwymi. Pozyskanie 209 lisów i chełpienie się tym w obecności dzieci i młodzieży ma podobno szkodzić w ich wychowaniu i źle oddziaływać na uczucie wrażliwości. Zgadzam się z tym poglądem, ale tylko w stosunku do dzieci z dużych aglomeracji miejskich, gdzie wiedza o prawdziwej przyrodzie ogranicza się do pójścia do ZOO, wakacji na wsi czy zbierania grzybów kilka razy w roku. Te dzieci żyją w świecie wirtualnym. Komputery, laptopy, telefony komórkowe i telewizja – to jest ich oderwany od rzeczywistości, zamazany i zniekształcony obraz świata. Tam nie ma miejsca na prawa natury, na walkę życia ze śmiercią jaka toczy się wśród zwierząt. Tam nie ma miejsca na pogląd, że człowiek przez setki tysięcy lat zbydlęcił i podporządkował sobie wiele gatunków i teraz są one dla niego naturalnym pokarmem, środkiem lokomocji, rozrywką, możliwością bogacenia się i bóg wie czym jeszcze. Te ucywilizowane zwierzęta bywają również naszymi opiekunami i wiernymi towarzyszami życia. W zupełnie innym świecie żyją dzieci wychowane na roli. Od najmłodszych lat mają do czynienia z realnym światem. Wiedzą, że świnki, krówki, owieczki, kury, kaczki czy ukochane króliczki będzie trzeba kiedyś zabić. Bo po to są hodowane. Przyglądają się temu procesowi każdego dnia. Widzą śmierć na własne oczy. Typowy mieszczuch nie ma o tym pojęcia. Zabicie kury świni czy cielaka jest codziennością. Patroszenie, ćwiartowanie, robienie kiełbasy i przygotowanie najróżniejszych posiłków jest dla dzieci rolników prozą życia.

Pokot w Pażęcach pokazał, że myśliwi odstrzelili niewielką ilość drapieżników dla poprawienia mocno zachwianej równowagi w populacji zwierzyny drobnej. Jeszcze w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych ubiegłego stulecia na 100 zajęcy przypadał 1 lis. To była właściwa struktura. W takich warunkach lis był prawdziwym lekarzem i selekcjonerem zająca. Zjadał chore i słabe osobniki. Dziś, na 20 lisów przypada 1 zając. Człowiek musi zredukować nadmierną populację lisów do rozmiarów umożliwiających hodowlę zająca. Zając też chce żyć!

Zastanawiam się, czy wśród krytykujących pokot w Pażęcach byli i tacy, którzy współczuli zwierzynie zeżartej przez drapieżców. Obawiam się, że nie. Można łatwo wyliczyć jak wielki byłby pokot ułożony przez ofiary lisów upolowane tylko przez jeden rok. Ten pokot byłby 365 razy dłuższy, zakładając, że każdy lis upolowałby tylko jedno zwierzę dziennie, a przecież w okresie wychowu młodych lisy potrafią przynieść po kilka sztuk. Taki pokot, składający się z ogromnej ilości ptactwa domowego, bażantów, kuropatw, dzikich kaczek, zajęcy młodych sarenek, jaszczurek, ryb, żab, ślimaków i wielu wielu innych, byłby naprawdę widokiem nie do zniesienia, a zajmowałby odcinek kilkuset metrów. Wtedy, nikt nie żałowałby lisów...

Łowiectwo nie jest tylko polowaniem. Jest najczystszą działalnością na rzecz ochrony przyrody. Jest profesją, która wywarła trwałe piętno na literaturze, malarstwie, muzyce i bardzo szeroko pojętej kulturze. Wychowałem się na Korsaku, Weyssenhoffie, Polu, Sztolcmanie, Puchalskim, Karpowiczu i wielu, wielu innych. Mickiewicz, Słowacki, Żeromski, Chopin – to także myśliwi. Czy tych ludzi można nazwać barbarzyńcami, bo pokazali w swojej twórczości piękno łowiectwa? Nie – to oni uczyli wrażliwości i z myśliwskich doznań uczynili dzieła sztuki. To ich twórczość jest dziś bogactwem naszej kultury. Nie chciałbym odwoływać się do naszych wieszczów i ich dziełami tłumaczyć prozę współczesnego łowiectwa. Przecież potrafimy obronić się sami. Ten prawdziwy współczesny myśliwy ciągle pomaga przyrodzie.

To my pomogliśmy ocalić żubra, to my pomogliśmy rozmnożyć bobry i wreszcie to my introdukujemy dużą ilość zwierząt, wzbogacając i urozmaicając skład gatunkowy lokalnej zoocenozy. Przez prawie cały rok jesteśmy hodowcami, a tylko przez krótki okres czasu pochłaniają nas łowy. Setki ton karmy w okresie zimowym kupujemy za własne pieniądze. Za szkody wyrządzane przez zwierzynę w gospodarstwach rolnych również płacimy z własnej kieszeni. Nie musimy się niczego wstydzić.

Na tyle, na ile to możliwe, regulujemy właściwy stan zwierząt. Populacja zwierzyny łownej rośnie, bo myśliwi dokonują odstrzału tylko jej nadwyżek, a nie stada podstawowego. Taki odstrzał jest koniecznością i utrzymuje poziom poszczególnych gatunków w zgodzie z możliwościami bazy żerowej w naszych rewirach. Tej zwierzyny mogło by być znacznie więcej, gdyby prawo w mniejszym stopniu chroniło zbyt dużą ilość drapieżników.

Nasza pasja nie wynika tylko z naszych atawizmów, czyli cech praprzodków, choć prawdą jest, że polowanie i zbieractwo było pierwszym zawodem ludzkości. Świat zwierząt, na czele którego dziś stoimy, zawsze funkcjonował na zasadzie zjadania jednych przez drugich, i zawsze tak będzie. W każdej sekundzie życia ginie wiele milionów stworzeń. Silniejsi zjadają słabszych. Czy można to kwestionować? Czy można to zmienić? To dzieło i efekt ewolucji. Przecież przez setki lat to właśnie człowiek był pokarmem dla silniejszych od nas gatunków, ale wygrał i opanował świat, choć teraz jest sam dla siebie największym zagrożeniem.

Ci, którzy krytykują łowiectwo, musieliby skrytykować wszystkie przemiany cywilizacyjne, a nie mogą, bo sami z nich korzystają. Wystarczy podać kilka przykładów. Pod kołami samochodów ginie znacznie więcej zwierząt, niż strzelają myśliwi. Czy to znaczy, że trzeba zlikwidować samochody? Tam, gdzie mamy dziś wielkie miasta, były kiedyś puszcze i siedliska wielu gatunków zwierząt. Czy mamy zburzyć te aglomeracje, bo powinien tam powstać ponownie zwierzęcy raj? Sieć ludzkich dróg oplotła świat, niszcząc naturalne szlaki wędrówek zwierząt. Dzięki temu wiele gatunków wymarło. Czy dlatego mamy zniszczyć drogi? Takich przykładów mógłbym podać kilkadziesiąt, ale przecież, nie o to chodzi. Nie da się zmienić biegu cywilizacji. Człowiek w ogromnym stopniu zniszczył przyrodę i podporządkował ją sobie. Dlatego dobrze, że mamy myśliwych, bo wbrew pozorom, to właśnie oni nie pozwolą zniszczyć tej ostatniej cząstki dzikości, która nam jeszcze pozostała.

Ludzie zajmujący się łowiectwem muszą jednak pamiętać, że nie wolno pokazywać tylko polowania. Dziewięćdziesiąt dziewięć procent naszego strzelania odbywa się na strzelnicach. Tam pokazujmy nasze umiejętności. Organizujemy wiele koncertów muzyki łowieckiej. Zapraszajmy na takie imprezy społeczności lokalne. Nasze wystawy łowieckie muszą być dostępne dla wszystkich. Uczmy tam dzieci i ich rodziców. Współpracujmy ze wszystkimi szkołami. Organizujmy konkursy łowieckie, zabawy i najróżniejsze zawody.

Rzecznik prasowy PZŁ w Gdańsku

Andrzej Klaman

Kategoria: Wydarzenia